Izabella Gorczyca o autorskich metodach i formach nauczania

W magazynie dla przedsiębiorców „Super Biznes” Super Expressu, który pojawił się na rynku 09.11.21, możecie przeczytać wywiad z dyrektorką No Bell. Udostępniamy go poniżej. Miłej lektury 🙂

Stawiamy na autorskie metody i formy nauczania.

Wywiad z Izabellą Gorczycą, dyrektorka firmy No Bell Education Centre.

– No Bell działa od 1991 roku. Nazwa dobrze opisuje państwa założenia – to szkoła bez dzwonka.

– Zależy nam na tym, żeby dzieci miały samosterowność. Odczuwały odpowiedzialność za swoje czyny i uczyły się samodzielności, a nie były tylko kierowane zewnętrznie. To są umiejętności, których trzeba uczyć od przedszkola. Dajemy dziecku wolność nieoznaczającą wcale swawoli. Wiele osób myli te pojęcia. Dając dziecku wolność i podążając za nim, możemy dużo zyskać i dostrzec, w którym kierunku bije jego serce. Co lubi. Dzięki temu jest szansa na przygotowanie przestrzeni do odkrywania świata w sposób dla niego interesujący. Maluchy w przedszkolu mają bardzo dużą ciekawość. Idąc dalej, tracą ją, co jest efektem m.in. przeładowanych programów nauczania.

– Pamiętam z czasów swojej edukacji, w szkołach publicznych, że dzwonek stanowił dla kadry pewne sacrum. Wszystko kręciło się wokół tego dźwięku. Państwo całkowicie porzucili ten system. Jak na to reagują nauczyciele i rodzice? Czy bez tego dzwonka rzeczywiście wszystko ogarnia anarchia?

– Jest kompletnie inaczej. Kiedy wiele lat temu „wyprowadziłam” ze szkoły dzwonek, pierwszą reakcją był strach. Niektórzy twierdzili, że dzieci sobie nie poradzą, będą się spóźniać i zapanuje chaos. Przekonywałam, że skutek będzie wręcz odwrotny. Dzieci, wiedząc, kiedy muszą przyjść na lekcje, same się przypilnują. Proszę sobie wyobrazić, że prowadzi pan lekcję. Nagle dzwoni dzwonek. Ma pan do dokończenia jedno zdanie, ale klasa już pana nie słucha. Fizycznie uczniowie są jeszcze z panem, ale ich umysły „wybiegły” na przerwę. Nie mając dzwonka, nauczyciel może moderować swoje zajęcia. W ten sposób, czas jest dostosowany do danej grupy, a nie do dźwięku nakazującego wyjście na korytarz całej szkoły.

– Jak przez 30 lat państwa pracy zmienił się rynek edukacyjny w Polsce?

– W latach 90. powstawało mnóstwo szkół. Wiele z nich potem upadło. Zostało kilka, które mogą pochwalić się ok. 30-letnią historią. Obecnie, po ostatniej reformie, znów mamy „boom”. Żartobliwie można powiedzieć, że tak jak kilkanaście lat temu trendem było otwieranie aptek i sushi-barów, tak dzisiaj przedszkoli i szkół. Co będzie dalej? Czy te wszystkie placówki się utrzymają? Trudno powiedzieć. To, co przez te lata się zmieniło, to na pewno świadomość rodzica. Pracuję ponad 20 lat w No Bell i zauważyłam wyraźny postęp świadomości rodzicielskiej. Rodzice dużo więcej uwagi przykładają do edukacji swoich dzieci. W latach 90. szkoły prywatne miewały opinię placówek, do których uczęszczają dzieci nieradzące sobie w państwowych. Przyjęliśmy wreszcie myśl zachodnią, mówiącą o tym, że prywatne szkolnictwo daje więcej elastyczności i inną jakość nauczania. Wybiera się szkołę prywatną nie dlatego, że dziecko nie radzi sobie w państwowej, ale dlatego, że chce mu się zapewnić lepszy rozwój.

– Pod jakim względem metody prywatnych szkół, takich jak No Bell, różnią się od państwowych?

– Wiele zależy od kadry nauczycielskiej – nie ważne, czy placówki prywatnej, czy państwowej. Żeby stworzyć fajną szkołę, nauczyciele muszą być pasjonatami edukacji, lubić swoją pracę i mieć świadomość, jak duża odpowiedzialność na nich ciąży. Zatrudniam, jak lubię mówić, ludzi pozytywnie zakręconych, głodnych zdobywania wiedzy, poszerzania swoich umiejętności, otwartych na myślenie i działanie poza schematem. Wyróżnia nas podejście do całości edukacji. Jesteśmy szkołą poszukującą i uczącą się. Dziecko jest w centrum. Ostatecznie to dzisiejsi uczniowie przejmą stery i będą tworzyć naszą rzeczywistość. Szukamy sposobu dotarcia, do każdego dziecka z osobna, ale także do grupy. Pamiętając o indywidualnym podejściu, nie można zapomnieć, że tworzymy społeczność, więc jednostkę musimy także widzieć funkcjonującą w grupie. Co nas jeszcze wyróżnia? Poza brakiem dzwonka i podręczników autorskie metody nauczania oraz organizacja przestrzeni. Kluczową dla nas kwestią, w świecie ciągłych i nieprzewidywalnych zmian, jest wzmocnienie psychiki dzieci, aby mogły sprostać tym wyzwaniom.

– W ofertach coraz większej liczby szkół pojawia się metoda Montessori. Co to takiego?

– To cała filozofia nauczania. Nazwa pochodzi od nazwiska jej twórczyni Marii Montessori, która żyła ponad sto lat temu. Odkryła, że podejście wolnościowe do dziecka daje o wiele lepsze efekty niż nakazowe. Opiera się na podmiotowości dziecka i dawaniu mu wyboru. Trzeba oczywiście pamiętać, że wolność i swawola to dwie różne rzeczy. Jest to oczywiście duży skrót myślowy, bo żeby dokładnie opisać tę metodę, musielibyśmy wymienić wszystkie jej zasady.

– Jak wygląda relacja między państwa placówką a rodzicami?

– Większość „naszych” rodziców jest zaangażowana w edukację swoich dzieci. Wiedzą, jakiej szkoły chcą, więc jest im łatwiej z nami współpracować. Na przykład zakończenie roku organizują właśnie rodzice. Nauczyciele są na nim gośćmi. To bardzo miłe. Niektórzy nam doradzają, wychodzą z własnymi ciekawymi rozwiązaniami i inicjatywami. Szkoła prowadzi warsztaty dla rodziców wspierające rozumienie i wychowanie dziecka. Kiedyś jeden z rodziców, którego dziecko kończyło naszą szkołę, powiedział: „Nie chcę dziękować za swoje dziecko, niech samo podziękuje za szkołę. Ja chcę podziękować za siebie i wychowanie mnie jako rodzica”. Zrobiło mi się tak ciepło na sercu. Oczywiście nie chodzi o to, żeby wychowywać rodziców, ale przez te wszystkie lata staramy się uświadamiać im, jak można współpracować z własnym dzieckiem.

– Podobno w swoim dorobku ma pani także kolekcję mebli. Powie pani coś więcej na ten temat?

Kilka lat temu robiłam generalny remont szkoły. Chciałam kupić, m.in. ławeczki dla młodszych dzieci. Miałam już wyobrażenie, jak powinny wyglądać i do czego, poza siedzeniem, służyć. Ostatecznie skontaktowałam się z projektantką wzornictwa przemysłowego. I tak powstała ławeczka, na której można się huśtać. Mózg uwielbia ruch, bo wtedy lepiej przyswaja informacje. Proszę zauważyć, że ucząc się na pamięć, większość z nas chodzi. Te ławki nie są naszym jedynym autorskim projektem. Naszą ideą jest tworzenie mebli, które mogą ruszać głową, klasy jako przestrzeni wspierającej uczniów oraz szkoły – źródła twórczej energii.

rozmawiał MATEUSZ ALBIN

IZABELLA GORCZYCA dyrektorka firmy No Bell Education Centre, do której należą m.in. przedszkole, szkoła podstawowa i liceum, Meble z mocą, Instytut Innowacji Dydaktycznych, oraz prezeska Fundacji Ludzi Otwartej Wyobraźni.

 

Zielono nam

Zgodnie z tradycją rozpoczęliśmy rok szkolny od nurzenia się w zieloność i pierwszych, ostrożnych dawek lekcyjnego materiału – podawanych między kąpielami a siatkówką, zajęciami warsztatowymi i oglądaniem filmów do rana.

Tym razem odwiedziliśmy okolice Iławy, a konkretnie zaszyte głęboko w lesie Letnisko Chmielówka. Odosobnienie nie dawało się jednak we znaki – w takim towarzystwie można utknąć nawet na bezludnej wyspie! Oprócz zajęć z geografii z p. Janem, przeprowadziliśmy potężne warsztaty psychologiczne z p. Kamilem, a dzięki p. Uli dowiedzieliśmy się nieco o wpływie swoich typów osobowości na rodzaj komunikacji.

Chciałoby się powiedzieć, że wisienką na torcie było nocne zwiedzanie Zamku w Malborku… ale równie fascynujące cuda powstawały codziennie w naszych kuchniach! Wspólne gotowanie to jest to!

Marta „Zwolniona z teorii”

Marta Urban, uczennica 2 klasy liceum, została finalistką VII edycji ogólnopolskiej Olimpiady „Zwolnieni z Teorii”, tym samym znalazła się w gronie 3 824 osób w Polsce, których działania wsparły w sumie 10 milionów osób.

Ideą Olimpiady jest zdobycie przez młodych ludzi praktycznych umiejętności zarządzania projektami w profesjonalny sposób. Uczestnicy mają za zadanie stworzyć swój autorski projekt społeczny. Do dyspozycji otrzymują innowacyjną platformę edukacyjną, dzięki której wiedzą, jakie działania podejmować, nabywają kompetencji i umiejętności potrzebnych na kolejnych etapach edukacji i w pracy zawodowej.

Marta opracowała projekt skierowany do młodych ludzi stojących przed wyborem studiów i swojej ścieżki zawodowej. „Razem z moją dobrą znajomą, Ewą Graczyk, stworzyłyśmy projekt „Uczymy”. Na jego zrealizowanie miałyśmy dokładnie 6 miesięcy. Platforma organizacji prowadziła nas przez każdy etap, tj. Inicjacja, Planowanie, Realizacja i Zakończenie. Dodatkowo, została nam przydzielona tutorka, która była gotowa nas wspomóc na każdym momencie” – opowiada o projekcie. „Prowadzimy konto na Instagramie, którym chcemy pomóc młodemu pokoleniu w wyborze przyszłej ścieżki zawodowej pokazując, ale nie narzucając, możliwe opcje dalszej edukacji. Z pomocą studentów przedstawiłyśmy jak w rzeczywistości wygląda studiowanie na poszczególnych kierunkach oraz jakie są wady i zalety studiów za granicą, a także weryfikujemy powszechnie panujące przekonania o rynku pracy i wykształceniu”. – kontynuuje Marta.

Oprócz projektu „Uczymy” Marta jest współautorką filmu “Mój sukces”, który „ma przypomnieć młodym, że warto wierzyć w siebie, realizować swoje własne plany na życie i oczywiście nie bać się iść pod prąd! Przedstawia on sukces widziany oczami *Krystyny Starczewskiej, **Krzyśka Rzymana, ***Macieja Panka oraz ****Marty Banaszek, których różni zawód, doświadczenie i charakter, ale łączy niesamowita determinacja w dążeniu do postawionych sobie celów” – podsumowała Marta.

Film „Mój sukces” możecie zobaczyć tutaj:

Link do projektowego profilu na Instagramie: https://www.instagram.com/uczymy_/

*Krystyna Starczewska –  polonistka, filozofka, etyczka i pedagog. Współtwórczyni i dyrektorka I Społecznego LO „Bednarska”, prezeska Krajowego Forum Oświaty Niepublicznej.
**Krzysztof Rzyman – zielony ekonomista, dziennikarz ekonomiczny, autor zielonego podcastu, właściciel Cafe STOR, gdzie wykorzystuje rozwiązania less waste.
***Maciej Panek – założyciel największej firmy carsharingowej w Polsce Panek i jej CEO.
****Marta Banaszek – posiada wieloletnie doświadczenie w branży finansowej, od kilku lat realizuje się jako projektantka mody.

Marta, gratulujemy 🙂

Żegnamy maturzystów i to jakich!

Wczorajszy dzień przejdzie do historii No Bell. Pożegnaliśmy naszych pierwszych maturzystów! Oficjalne party za nami, ale jeszcze będzie okazja się spotkać;)

Nasze Laureatki!

Maja, uczennica 2 klasy liceum oraz Zosia, uczennica 8 klasy, zajęły II miejsce w swoich kategoriach wiekowych w Międzyszkolnym Konkursie Recytatorskim z Literatury Polskiej w Językach Obcych.

Obie zaprezentowały wiersz Wisławy Szymborskiej.  Jury nagrodziło Maję za recytację w języku angielskim wiersza „Radość pisania” („The joy of writing”), Zosię natomiast za przedstawienie w języku hiszpańskim „Kota w pustym mieszkaniu” (,,Un gato en un piso vacío).

Pierwsze trzy lokaty stanowią podstawę do wpisu na świadectwie i uzyskania punktów w rekrutacji do szkół ponadpodstawowych. Konkurs znajduje się w wykazie zawodów wiedzy, artystycznych, sportowych na rok szkolny 2020/2021, opublikowanym przez Mazowieckiego Kuratora Oświaty.

Adresatami konkursu są uczniowie klas 7 i 8 szkół podstawowych oraz uczniowie szkół średnich. Organizotorem jest XXI Liceum Ogólnokształcące im. Hugona Kołłątaja w Warszawie.

Ruszyły warsztaty z retoryki XXI wieku!

Jak dzielić się własnymi opiniami będącymi w kontrze do opinii rozmówcy? Dlaczego tak ważne jest zrozumienie przekonań innych? A przy okazji, jakich argumentów użyć, aby nauczyciel przełożył sprawdzian?
Warsztaty z retoryki, które ruszyły pełną parą, nie tylko w teorii odpowiedzą na te pytania, ale przygotują do prezentowania swojej wiedzy podczas prezentacji, wystąpień, konferencji, debat czy negocjacji. I tak, adepci sztuki retorycznej mierzą się z prezentacjami, budowaniem tez i antytez, poszukują argumentów rzeczowych, logicznych i emocjonalnych, szlifują formę i język wypowiedzi, aby przekonywująco dzielić się swoją wiedzą i poglądami. Tematami, wokół których toczą się dyskusje są, m.in.: wegetarianizm, niebezpieczeństwo nikotyny w tradycyjnych papierosach i Ikos, polityka zagraniczna, dyskryminacja, aborcja. Uwzględniając punkt widzenia innych, nawet jeżeli się z nimi nie zgadzamy, możemy uniknąć wielu konfliktów i znaleźć lepsze rozwiązania.

Społeczność No Bell laureatem Konkursu Mazowieckie Barwy Wolontariatu!

Zaangażowanie i skuteczność działań naszych uczniów, ich Rodziców oraz Nauczycieli i pracowników szkoły zostało docenione 🙂

W X edycji Konkursu organizowanego przez Marszałka Województwa Mazowieckiego, Adama Struzika, naszą nobellowską społeczność uhonorowano tytułem Laureata w kategorii „Wolontariat grupowy”. Wzięto pod uwagę nasze działania, m.in. propagujące dawstwo szpiku, czyli akcję „Szpik pozwala ujść z życiem” i „Dzień życzliwości” oraz „Choinkę marzeń”. Poza zaangażowaniem i skutecznością w akcje „pomocowe”, Komisja oceniała ich innowacyjność i partnerstwo w działaniach prowadzonych przez wolontariuszy.

Spośród 114 kandydatur zgłoszonych do Konkursu, Kapituła wyłoniła zwycięzców w pięciu kategoriach: „Indywidualny wolontariat”, „Szkolne/przedszkolne koło wolontariatu”, „Wolontariat seniorów”, „Wolontariat w czasie pandemii” oraz „Wolontariat grupowy”, za który zostaliśmy nagrodzeni.

Gala finałowa z udziałem Marszałka Adama Struzika odbyła się on-line 2 grudnia br., a uczestniczyły w niej Izabella Gorczyca, dyrektorka No Bell i Magdalena Urban, reprezentująca Fundację FLOW.

Ukłony dla wszystkich naszych wolontariuszy! 🙂

Magiczna geograficzna machina

Do grona nietypowych pomocy naukowych w No Bell dołączył wyjątkowy eksponat własnej produkcji! 🙂

Nazywamy go roboczo Magiczną Maszyną, ale więcej tu nauki niż nadprzyrodzonych mocy: rzutnik za pomocą specjalnej kamery wyświetla na powierzchni piasku poziomice i barwy tworząc ruchomą trójwymiarową mapę, którą można dowolnie kształtować widząc natychmiastowy efekt. Dzięki niej wiedza o formach rzeźby terenu, hipsometrii, wąwozach, wyspach i wulkanach staje się łatwiej „przyswajalna”.

Budowa maszyny to zasługa licealnego Klubu Geograficznego, któremu składamy ogromne gratulacje! Bartku, Nikodemie, Julianie, Kubo, Tymonie (K. i J.), Jeremi, Maju, Zuziu, wszyscy inni, którzyście pomagaliście pomysłami i obecnością: czapki z głów! 

 

 

Z pamiętnika górołazów tatrzańskich

W czwartek, 1 października, blisko północy, wyruszyliśmy do Zakopanego. Z myślą, że już o 6:30 pani Urszula będzie chciała „zaciągnąć” nas w góry, wszyscy szybko poszli spać, choć nie obyło się bez pogadanek psychoanalitycznych z panem Kamilem czy wspólnej gry w tenisa stołowego na telefonie.

W piątek, na szczęście nie o 6:00, a około 8:00, zjedliśmy śniadanie, rozpakowaliśmy się i od razu popędziliśmy zdobywać Grzesia (1653 m n.p.m.). Dla niektórych Grześ okazał się za małym wyzwaniem (dla mnie też), więc postanowili zdobyć jeszcze Rakoń (1878 m n.p.m.). Nadal czuliśmy niedosyt, dlatego wyruszyliśmy na Wołowiec ( 2063 m n.p.m.!), z którego nas zwiewało, bo trafiliśmy na początek wiatru halnego. Gdy w końcu wróciliśmy do schroniska, policzyliśmy, że nasza mała grupka pokonała ponad 40 km, co było naszym osiągnięciem, biliśmy rekord zrobienia ilości kroków w ciągu jednego dnia i dosłownie nie wiem, jak znaleźliśmy siły, aby jeszcze pójść do restauracji na kolację.

Dzięki dużej dawce świeżego powietrza i wycieńczeniu fizycznemu spaliśmy jak susły. Rano obudziliśmy się (niestety tylko część z nas) z nową energią i siłą. Ci, którzy chcieli odpocząć, poszli na Krupówki, a my chyba zwariowaliśmy, bo poszliśmy zdobyć Kasprowy Wierch. Kolejka została wyłączona, więc następne 20 kilometrów zrobiliśmy naszymi, i tak już wykończonymi, z zakwasami, nogami. Ze szczytu był piękny widok, ale musieliśmy trzymać się wszyscy razem, bo wiatr był tak silny, że widzieliśmy latające rękawiczki i czapki. Nawet schronisko tego dnia było zamknięte na Kasprowym. Na szczęście każdy z nas – przynajmniej fizycznie – pozostał na ziemi i wróciliśmy cali do Zakopanego. Nie powiem, że zjedliśmy przepyszny obiad, ale przystawka na pewno warta była swojej ceny – gofry i oscypek. Kto znajdzie lepszą nagrodę po intensywnej wspinaczce?

W sobotę wieczorem część wróciła już do Warszawy, ale spokojnie: nie żeby uciec przed naszymi nauczycielami, bo nawet niektórzy się dopytywali, kiedy będzie następny wyjazd, tylko pędzili na kursy niedzielne. Pozostali niedzielę rozpoczęli od podróży do Krakowa, a potem już do Warszawy.

W tym czasie Ci, którzy wyjechali dzień wcześniej, mogli w końcu zrelaksować i rozluźnić łydki (bo one cierpiały najbardziej!) w swoim ciepłym, przytulny domu przy grzejącym kominku 😉

Autorka wspomnień: Jaśmina